Oglądałaś film „Everest”? 8848 m n.p.m. Rok 1996. Komercyjna wyprawa ludzi, którzy chcą zdobyć tę najwyższą górę świata. Pasja. Ambicja. Wyzwanie.
Dla mnie to film o granicach rozsądku i pasji. Film o tym, czy i kiedy warto zrezygnować z dążenia do celu. O cenie, którą płaci się za marzenia. O cenie, którą płacą najbliżsi tych, którzy decydują się na zdobycie szczytu i pokonanie własnych słabości.
Jednym z uczestników wyprawy jest Doug Hansen, który m.in. pracuje z dziećmi. To jego druga próba wejścia na Mount Everest. Chce pokazać młodzieży, że nawet tak zwykły człowiek jak on, może czynić rzeczy trudne i wymagające olbrzymiego wysiłku. Chce pokazać, że warto mierzyć się samemu ze sobą. Doug ostatkiem sił wchodzi na szczyt. Robi to dwie godziny po czasie określonym jako bezpieczny do rozpoczęcia wędrówki w dół. Jest wycieńczony. Tak naprawdę powinien zawrócić kilka godzin wcześniej, by nie ryzykować życia. Razem z nim jest przewodnik wyprawy, doświadczony himalaista – Rob Hall. Obaj zaczynają schodzić do bazy. Wzmaga się burza. Doug umiera.
Czy powinien zrezygnować wcześniej wiedząc, że nie zdąży wejść na szczyt o bezpiecznej jeszcze porze? To było jego drugie podejście. Bał się, że kolejnego nie będzie, że to jego jedyna szansa. Szczyt był już tak blisko. Szkoda zawracać.
Trudno osądzać. To niepotrzebne. Doug miał pragnienie, miał marzenie. Kierował się pasją, wizją. Bardzo chciał.
I to chcenie było silniejsze niż zdrowy rozsądek. By pomóc mu wejść, przewodnik – Rob zawrócił i raz jeszcze wszedł na szczyt. Rob także został na zawsze w Himalajach. Gdzie jest granica towarzyszenia komuś w realizacji pasji, a gdzie odpowiedzialność, by stanąć na drodze i powiedzieć: „dość, ani kroku dalej”?
Stawiam sobie te pytania i zastanawiam się, jak w codzienności wyważyć pomiędzy racjonalnym oglądem rzeczywistości a pasją, która pcha nas dalej, wyżej, głębiej. Jak nie zgnuśnieć ze strachu i wygodnictwa, a jednocześnie nie przesadzić i wiedzieć kiedy nadszedł czas, by jednak odpuścić. To są dla mnie trudne pytania, bo łatwiej mi angażować się, walczyć ze sobą do upadłego niż powiedzieć „ok, to nie ten czas, może później”. Bo jak nie zanurzyć się całkowicie w coś, w co wierzę, do czego mam przekonanie, co mnie nakręca i daje energię na każdy dzień? A jednak mądrość dorosłego człowieka ma to do siebie, że uczymy się kiedy się zatrzymać i przyznać, że tu nie chodzi tylko o nas, ale że są inni, którzy na tym naszym zatraceniu tracą. Nie znaczy to, że wchodzimy w filcowe kapcie i przesiadujemy przed telewizorem, ale może że szukamy innych pasji i zachwytów, które nas poniosą, a będą bardziej konstruktywne?
Uczę się. Uczę się wyborów. Uczę się, że rezygnacja to nie lenistwo czy tchórzostwo, ale czasem prawdziwa mądrość i odwaga. A Ty? Za czym podążasz? Czy warto to robić za wszelką cenę? Czy koszty nie są zbyt wysokie?
Powodzenia w zdobywaniu szczytów. Powodzenia w rezygnacji z nich.