moje największe zniekształcenie poznawcze

*** To jest kopia MyWayLettera, który wysłałam do moich Czytelniczek 21.10.2022 ***

Zapisuję się na My Way Letter!

Cześć ,

Co to był za tydzień!
Miałam przyjemność i niezwykły przywilej wziąć udział w spotkaniu autorskim z Natalią de Barbaro, autorką książki „Czuła Przewodniczka”, którą każda, ale to każda kobieta powinna przeczytać. Noszę w sobie jeszcze słowa, które tam padły, układam je, przyglądam się, co we mnie zmieniają i na pewno będę się tym z Tobą wkrótce dzielić.

A dzisiaj chcę Ci napisać o zniekształceniu poznawczym, które towarzyszyło mi przez wiele, wiele lat i rozkruszyłam je dopiero na swojej własnej psychoterapii (i cały czas rozkruszam, bo rzadko się zdarza, żebyśmy pozbyli się czegoś raz na zawsze – zwłaszcza, jak pielęgnowałyśmy to w sobie przez lata!).

O tym zniekształceniu i o wielu innych będę też mówić w pierwszym nagraniu z cyklu „PROSTO o PSYCHOLOGII” – Jak poradzić sobie z natłokiem myśli? – TUTAJ możesz dowiedzieć się więcej o nagraniu, zapraszam!

To zniekształcenie nazwałam na własny użytek „all or nothing”. Łączy się ono z jedną z postaci / ról, które opisuje Natalia w swojej książce, czyli z Królową Śniegu.
Królowa Śniegu ma bardzo wysokie standardy. Musi mieć zawsze wszystko dopięte, perfekcyjnie ukończone, nie znosi fuszery. Najczęściej sama wszystko robi, bo jak ma komuś tłumaczyć i potem egzekwować ten najwyższy standard to szkoda jej czasu i siły. Ludzie doceniają jej pracę i zaangażowanie, bo mają pewność, że zawsze wszystko dowiezie.
Więc Królowa Śniegu robi, robi, robi. Często kosztem swojego odpoczynku. I rzadko jest zadowolona z efektu, bo przecież zawsze może być „lepiej”. Ona wie, co mogłoby być lepiej. Nawet jak inni mówią, że jest super, to ona wie. I najczęściej nie odpuści dopóki nie będzie doskonale.

Miałam tak przez wiele lat. Nie rozumiałam stwierdzenia, że coś może być WYSTARCZAJĄCO DOBRE.

 

I wtedy pojechaliśmy w góry. Dzieci były malutkie. Szliśmy po śniegu. Szlak nie był zbyt długi, ale one już od pierwszych kroków jęczały: ale daleko jeszcze? Snuły się noga za nogą. Marudziły, że jest za długo, za daleko, za zimno, za…. Dla odwrócenia uwagi Szymon chciał bawić się w swoją ulubioną grę słowną w dinozaury.
Byłam taka zła. Bo ja sobie wymyśliłam, że pojedziemy w góry, które kocham i będziemy sobie radośnie szli szlakiem do Samotni w Karkonoszach. Śnieg będzie nam skrzypiał pod stopami. Staniemy i zasłuchamy się w ciszę. Z uśmiechem wyciągniemy termos z gorącą herbatą i rozgrzejemy ręce, brzuchy i serca. A potem spontanicznie będziemy rzucać się śnieżkami. A, i jeszcze dzieci będą zachwycały się przyrodą, a ja z mężem będę miała czas na ciekawe, intelektualne, głębokie rozmowy.
Też się śmiejesz z tych wyobrażeń?
To było moje 100%, które zderzyło się z rzeczywistością.

I kiedy wróciliśmy i ktoś zapytał: jak było w górach?

Ja odpowiedziałam: średnio, bardzo średnio.

A potem padło pytanie: o, a co się stało, że tylko średnio? 

Zaczęłam odpowiadać i kiedy usłyszałam samą siebie to zdębiałam. Serio, mam tak wyjechane standardy, że nie umiem się cieszyć tym, że po prostu jesteśmy razem, zdrowi?

Przecież byłam w moich ukochanych górach! Mąż mój drogi szedł obok i nawet jak nie prowadziliśmy rozmów intelektualnie wyzywających to mogliśmy celebrować bliskość. I przecież to normalne, że dzieci nie lubią się męczyć i trudno oczekiwać, że powiedzą: wow, mamo, jak wspaniale, że wymyśliłaś taką wycieczkę, na której możemy się spocić i zmęczyć. Dzieci to dzieci. A przecież przeszły z nami ten szlak. Tak, jak umiały. Nie rzuciły się na śnieg z wrzaskiem, że nie zrobią już ani jednego kroku. Miało prawo być im ciężko. Góry to mój świat. Ich światem wtedy były figloraje i place zabaw.

Zobaczyłam to wszystko w bardzo jaskrawym świetle i wiedziałam, że mam temat na następną sesję u mojej terapeutki.

Szukałyśmy obszarów, w których również mam podejście „all or nothing”, czyli takich, w których jestem zadowolona tylko wtedy, gdy coś jest idealnie zgodne z moimi oczekiwaniami i zamierzeniami.

A jak czuję, że jest na 90% to właściwie tak, jakby było na 20 albo 30% (a w skrajnych przypadkach na 0%). Oj, ciężka to była dla mnie droga.

Czułam, że potrzebuję pożegnać się z tym podejściem, bo płacę zbyt wysoki koszt osiągania zawsze 100%. Że to odbiera radość (bo to nierealne, aby zawsze wszystko było na 100%).

Moja terapeutka zadawała mi wtedy ciągle pytanie, które i ja dzisiaj zadaję moim klientkom, które zmagają się z nad-odpowiedzialnością i zbyt wysokim standardami – a jakby to było na 70%? Jak taka wycieczka w góry przebiegałaby, gdyby była zrealizowana na 70%?

Oj, to było trudne pytanie (bo w życiu sobie go wcześniej nie zadawałam!). A potem kolejne: jaki koszt ponosisz, gdy działasz na 100%? Co byś zyskała, gdybyś obniżyła oczekiwania do tych 70%? Czy coś byś straciła?

Dla mnie to był przełom. Tak, jak pisałam, czasem nadal łapię się na tej mojej perfekcyjnej naturze, ale zatrzymuję się, biorę oddech i wracam do bardziej racjonalnej części mnie, która mówi: tak jest dobrze, zobacz, jak wiele robisz, zobacz, jak wiele otrzymujesz, jesteś w dobrej równowadze.

I tego życzę też Tobie!

PS. Zniekształcenie „all or nothing” jest jednym z wielu, które nam zakłócają spokojne, szczęśliwe myślenie 🙂 O pozostałych możesz się dowiedzieć z nagrania „Jak poradzić sobie z natłokiem myśli?”, nad którym intensywnie pracuję.
Pamiętaj, że do 31.10.2022 masz aktywny Kod Rabatowy (kod wpiszesz po wrzuceniu produktu do koszyka i przejściu na stronę płatności) – obniża on cenę do 99 zł.

Tymczasem, życzę Ci radosnego weekendu. U mnie „zimno jak pierun” (moja babcia zawsze tak mówiła), więc w hurtowych ilościach piję matchę z limonką.

Uściski,
Agnieszka.

Zapisuję się na My Way Letter!