Kiedy się przebudziła, za oknem było jeszcze ciemno. Przekręciła się na drugi bok myśląc, że zaśnie. Ale sen nie nadchodził. Zamiast niego przez głowę przemykały jej usłyszane słowa Marty:
… nie obchodzi mnie, co myślisz…
… to twoje emocje…
… nie mam wpływu na to, co czujesz…
… to twoja historia, nie moja, więc zajmij się sobą, a nie mną…
To bolało! O matko, jak to bolało!
Czy to na tym ma polegać ta cała asertywność?!
Marta tak jej to tłumaczyła. Że pracuje nad sobą. Nad swoją asertywnością. Nad jasnym i klarownym komunikowaniem się z innymi. Miała dość tego, że od lat dawała sobie wmawiać, że jest winna temu, jak inni się czują. Słyszała to samo, co Ty i ja:
… to przez ciebie jestem smutna…
… jak mogłaś tak się zachować? jest mi teraz przykro…
… zawiodłaś mnie, nie spodziewałam się, że mi odmówisz…
… ale czy ja w ogóle prosiłam cię, żebyś mówiła, co o tym myślisz? czy prosiłam cię o zdanie?…
Marta postanowiła zacząć stawiać granice. Już nigdy nie chciała, aby ktoś nią manipulował. Przeczytała kilka książek. Ukończyła kilka kursów z asertywnością w nazwie. I zaczęła praktykować to, czego się nauczyła.
Czy jest w tym coś złego?
Oczywiście, że nie. Każda z nas ma prawo dbać o siebie i swoją przestrzeń!
CZYM JEST ASERTYWNOŚĆ?
Ale często w tym wszystkim zapominamy o jednej, bardzo ważnej sprawie: asertywność nie oznacza dbania i uwzględniania WYŁĄCZNIE swoich potrzeb i emocji.
Asertywność zakłada, że inni ludzie są ważni dokładnie tak samo, jak my.
A więc ich potrzeby, emocje, odczucia, wrażliwość są równie istotne, jak nasze. I w taki sam sposób powinny być uwzględnione.
My, Kobiety, od dzieciństwa najczęściej jesteśmy wychowywane na ciche, spokojne, posłuszne. Znasz to powiedzenie dzieci i ryby głosu nie mają? Spokojnie można by je zamienić na dziewczynki i ryby głosu nie mają.
Uczy się nas, że potrzeby innych są ważniejsze, że jesteśmy OK wtedy, gdy ustępujemy i wycofujemy się w cień. Akceptuje się nas wtedy, gdy jesteśmy miłe i uprzejme. Gdy mówimy to, co inni chcą usłyszeć. Z czasem osiągamy mistrzostwo w odgadywaniu oczekiwań innych ludzi i bezbłędnie się do nich dopasowujemy.
A POTEM DORASTAMY
Dojrzewamy do tego, by przyjrzeć się sobie. Temu, co jest ważne dla nas. Temu, czego my pragniemy. Na co my mamy ochotę. Co lubimy. Jakie zachowania innych akceptujemy. A na co absolutnie nie mamy zgody. I dociera do nas, że nie jesteśmy odpowiedzialne za odczucia innych, za to, czy są szczęśliwi czy nie. I że nawet gdybyśmy padły na twarz z wycieczenia, to nie zaspokoimy potrzeb wszystkich ludzi wokół. Zaczynamy zdawać sobie sprawę z tego, że nasze małe marzenia i duże pragnienia są tak samo ważne, jak innych ludzi. I że nie chcemy już spychać ich do kąta. I mówimy DOŚĆ.
Zaczynamy głośno, wyraźnie i dobitnie mówić o tym, co myślimy, czujemy, czego potrzebujemy. Odmawiamy. Stawiamy granice. Podważamy autorytety. Oczywiście jesteśmy za to karane – podniesionymi brwiami, komentarzem w stylu nie spodziewałem się, że taka jesteś, co w Ciebie wstąpiło? Z czasem zaczynamy uchodzić za agresywne i aroganckie. I że jak ona może tak zabierać głos? Po co się tak unosi? No, teraz to z nikim się już nie liczy…
Dzieje się tak dlatego, że jak wszyscy neofici i neofitki popełniamy zazwyczaj ten sam błąd – przechodzimy w drugą skrajność. Mówimy STOP uległości i zamiast niej zaczynamy zachowywać się… no właśnie – nie asertywnie, ale agresywnie.
ASERTYWNOŚĆ TO ŚRODEK MIĘDZY ULEGŁOŚCIĄ A AGRESJĄ
Uległość mówi: Ja nie jestem OK – ale Ty jesteś OK.
Agresja mówi: to Ja jestem OK – a Ty nie jesteś OK.
A asertywność mówi: i Ja jestem OK – i Ty jesteś OK.
Asertywności nie da się nauczyć w jeden dzień. To proces, który zaczyna się w głowie. Nie chodzi o techniki i zgrabne sformułowania. Chodzi o przyjrzenie się sobie. Swoim potrzebom. Chęciom. Temu, co dla nas ważne. Chodzi o uszanowanie i docenienie siebie. Nie musimy nic nikomu udowadniać. Nie musimy tłumaczyć czy wyjaśniać naszych intencji. Ale akceptujmy w tym wszystkim też to, że ludzie mogą myśleć inaczej i to TEŻ jest w porządku.
ASERTYWNOŚĆ NA FACEBOOKU
Podam przykład, bo dość często na popularnym portalu społecznościowym widać, jak przekraczana jest ta cienka linia między asertywnością a agresją.
Wyobraź sobie, że Zosia pisze posta na facebooku: Marzy mi się, aby kobiety mniej wulgarnie wyrażały swoje niezadowolenie z wyroku Trybunału Konstytucyjnego. – to był częsty zarzut do kobiet protestujących na marszach czarnych parasolek w 2020 roku.
Zosia ma w swoich znajomych Katarzynę, która aktywnie bierze udział w Strajkach Kobiet, bo jest sfrustrowana i wkurzona tym, co się stało. Katarzyna czyta wpis Zosi i może zareagować w dwójnasób:
- asertywnie uznać, że Zosia ma prawo mieć swoje poglądy i nie skomentować ani słowem tego, co napisała
- może uznać, że tym wpisem Zosia wywołuje ją do tablicy, więc komentuje: chodzę na protesty i rozumiem to, że kobiety chcą w swobodny sposób wyrażać swoje zdanie, nawet używając wulgaryzmów, twój wpis odbieram jako krytykę tego, co robię ja i co robimy my kobiety podczas strajków
Ponieważ jest to post zamieszczony w przestrzeni publicznej, na portalu, który zakłada wymianę myśli i poglądów, Zosia powinna liczyć się z tym, że ktoś jej wpis skomentuje. Jeśli nie chcemy mierzyć się z komentarzami, to może po prostu FB nie jest dobrym miejscem na publikowanie swoich przemyśleń?
Co zrobiła Zosia? Odpisała krótko: nie interesuje mnie, co myślisz o tym, co napisałam, to twoja historia, możesz sobie odbierać mój wpis, jak chcesz.
To jest tak częste – ktoś się wypowiada, ktoś inny się odnosi do tej wypowiedzi i pada sakramentalne nie obchodzi mnie, co myślisz. I bardzo często ten, kto to pisze uważa, że jest asertywny. No nie, Drodzy Państwo, taka wypowiedź nawet nie otarła się o asertywność. To agresja i kropka. Co ciekawe, w dyskusjach osobistych takie sformułowania padają zdecydowanie rzadziej.
ASERTYWNA ODPOWIEDŹ
A jak by mogła brzmieć odpowiedź Zosi? Odpowiedź asertywna, czyli zakładająca równowagę między Ja i TY (Ja OK – Ty OK).
Może tak: Przyjmuję, Kasiu, że masz inne zdanie w tej kwestii, ciekawa jestem, w czym widzisz wartość używania wulgaryzmów w trakcie protestów (i tu mogłaby się wywiązać ciekawa dyskusja).
Albo: Tak, nie podoba mi się to, że kobiety na protestach używają wulgarnych słów. Trudno mi to zaakceptować, a nawet nie chcę. Razi mnie to. Czytam, że Ty masz inne zdanie na ten temat. Nie wydaje mi się, żebyśmy mogły się zgodzić w tej sprawie. (tu zapewne dalszej dyskusji nie będzie – bo też nie zawsze musimy chcieć dyskutować, ale z szacunkiem uznajemy, że ktoś myśli inaczej, a my pozostajemy przy swoim przekonaniu).
Zobacz, to takie proste.
Uznanie tego, że ktoś jest OK z tym wszystkim, co myśli, niczego nam nie zabiera. Nie ujmuje nic z tego, kim my jesteśmy. To nie zamach stanu na naszą osobę. Nie musimy się bać inności.
To normalne, że się różnimy. Tak było, jest i będzie. W tym tkwi piękno świata. Nauczmy się spokojnie i z szacunkiem rozmawiać o tych różnicach. Niech nas ubogacają, a nie dzielą.
A jeśli potrzebujesz poćwiczyć asertywność w jej prawdziwym wydaniu, zapraszam Cię do dołączenia do mojego autorskiego kursu KOBIETA O.K. Zapraszam.