Chcę się dzisiaj podzielić z Tobą moimi niedawnymi przemyśleniami, których inspiratorem – jak to zwykle bywa – było Życie.
HISTORIA ZE SZPITALEM W TLE
W lipcu mój syn wylądował w szpitalu.
Akcja była szybka, bo z powodu silnych bólów brzucha i atrakcji żołądkowych (oszczędzę Ci szczegółów) musieliśmy odebrać go z obozu. Potem lekarz, SOR, USG, brak jednoznacznej diagnozy, rezonans, brak jednoznacznej diagnozy, kroplówki, pobierania krwi, brak jednoznacznej diagnozy, kolejne USG, brak jednoznacznej diagnozy, ściągnięcie przez szpital pani doktor ekspertki w moim fachu, kolejnej USG i… wstępna diagnoza.
Nareszcie. Po sześciu dniach.
Po sześciu dniach, w których odezwały się moje (zdawało mi się, że przepracowane) doświadczenia traumatyczne z czasu, kiedy Szymon urodził się jako wcześniak z wagą 650 gram i prawie 3 miesiące spędził w szpitalu najpierw na OIOM, a potem na intensywnej opiece neonatologicznej.
Byłam zaskoczona, jak bardzo coś, co wydarzyło się 15 lat temu i już wiele razy w sobie „opiekowałam” uaktywniło się i próbowało mnie rozregulować.
Byłam wdzięczna, że mam świadomość tego, skąd się bierze mój lęk i niepokój, który nie był tylko odpowiedzią na aktualną sytuację, ale przede wszystkim reminiscencją przeszłych wydarzeń.
CO POMOGŁO MI PRZETRWAĆ TEN CZAS?
Kiedyś ucząc się na szkoleniu u terapeutki traumy Sabiny Sadeckiej usłyszałam rozróżnienie między spokojem i stabilizacją.
SPOKÓJ to coś, co w naszych potocznych rozmowach pojawia się bardzo często.
Pacjentki, które przekraczają próg mojego gabinetu, często mówią, że chciałyby więcej spokoju.
Spokoju na zewnątrz (aby nie przytrafiały im się trudne sytuacje) i wewnątrz (aby nie pojawiały się w nich trudne myśli, emocje, odczucia).
Ja wyobrażam sobie spokój jak taflę spokojnej wody, jeziora czy zatoki, do której wchodzę po kostki. Woda jest ciepła, a ja – stojąc w niej – rozglądam się i widzę jej niemrawe ruchy.
Horyzont jest szeroki i jasny.
Jest mi przyjemnie.
Mogłabym tak stać bez końca.
No kto by tak nie chciał?
Kto by nie chciał takiego życia?
Spokojnego, łagodnego, gładko płynącego?
Niestety spokój nie zawsze jest dostępny (a nawet bym powiedziała, że rzadko jest).
Co dostajemy w zamian?
Raczej wzburzone morze.
Sytuacje, które nas zaskakują.
Albo przeciążają.
Mnóstwo decyzji do podjęcia.
Spraw do załatwienia.
Dużo tego, na co nie mamy wpływu albo nasz wpływ jest minimalny.
Martwimy się o bliskich lub o siebie.
Doświadczamy niepokojów.
Niewiadomej.
Bezradności.
Frustracji.
Możemy zapomnieć o błogim spokoju.
Ale nie możemy zapominać o STABILNOŚCI.
Stabilności rozumianej jako mocne stanie na nogach – nawet, gdy jakaś fala w nas uderza, a my się zachwiejemy, to wracamy „do pionu”, do równowagi.
Nie przewracamy się. To trudne, co nam się przydarza (na zewnątrz w postaci sytuacji i wewnątrz w postaci trudnych odczuć) nie dyktuje nam tego, co mamy robić.
Umiemy spojrzeć na swoje doświadczenie i WYBRAĆ ODPOWIEDŹ (w przeciwieństwie do instynktownej reakcji).
JAK BUDOWAĆ STABILIZACJĘ?
Jak budować swoją STABILIZACJĘ, czy inaczej mówiąc ODPORNOŚĆ = REZYLIENCJĘ?
Musimy zadbać o nasze RUSZTOWANIE.
Wyobrażam je sobie jako budkę dla ratowników nad morzem – jakbyśmy ją postawiły w środku wzburzonych fal, my na jej szczycie, ona stoi stabilnie, a my z „lotu ptaka” przyglądamy się temu, co się dzieje w nas i wokoło.
I dopiero wtedy reagujemy.
Rusztowanie wymaga struktury:
1. KONTAKTU Z CIAŁEM
2. KONTAKTU Z UMYSŁEM
3. KONTAKTU Z LUDŹMI
KONTAKT Z CIAŁEM to to, w jaki sposób postrzegamy nasze ciało, czy mamy pewność, że ono udźwignie ciężar tego, co się dzieje.
Ja swoją świadomość ciała buduję poprzez regularne (ostatnio codzienne) praktyki jogi.
I pomijając już aspekt fizyczny (nie znalazłam do tej pory nic lepszego, co wzmacniałoby mój kręgosłup, nogi, ręce, odkrywam takie mięśnie, o których nie wiedziałam, że istnieją, a ja czuję się mocniejsza, uelastyczniona i rozluźniona), to każdorazowe wejście na matę przypomina mi o tym, że małe kroki mają znaczenie, że nie muszę się forsować i nadużywać, że jeśli dokonam nawet małej zmiany to ona może przynieść mi więcej komfortu (tyczy się to nie tylko asan, ale całej reszty życia).
Kontakt z ciałem pozwala mi też szybciej wyłapywać sygnały, które mi ono wysyła – a tym samym mogę szybciej odpowiedzieć, a nie dopiero wtedy, gdy sytuacja jest już poważna.
Kontakt z ciałem to świadomy oddech regulujący mój stan pobudzenia i zawracanie tam, gdzie to pobudzenie mogłoby mnie ”wywalić w kosmos”.
KONTAKT Z UMYSŁEM polega na tym, by uważnie rozdzielać to, co się naprawdę dzieje w rzeczywistości od naszych wewnętrznych interpretacji nasyconych wspomnieniami, lękami, obawami.
Nasze myśli to nie fakty. Nasze myśli to nie opis tego, co się dzieje, ale najczęściej filtr przez jaki patrzymy na świat i ludzi.
Możemy nauczyć się zatrzymywać te „fale myśli”, które nas zalewają, a w które nasz umysł uwielbia się wkręcać.
Możemy WYBIERAĆ jak podejdziemy do tego, co nas spotyka.
Możemy też wykorzystać techniki i sposoby, by uspokoić rozszalały umysł i nauczyć go myśleć bardziej adekwatnie.
KONTAKT Z LUDŹMI to budowanie więzi i bycie w łączności z tymi, których obecność nas wyregulowuje.
Masz na pewno takie osoby, przy których nasiąkasz jak gąbka emocjami i odczuciami, które one przynoszą. I absolutnie nie chodzi o to, byśmy teraz otaczały się tylko tymi, co mają w sobie radość, lekkość i szczęście. Nie, nie, nie o to mi chodzi.
Więzi i bliskość polegają na tym, że jesteśmy przy sobie też wtedy, gdy jesteśmy smutni, przybici, zawstydzeni, gdy się boimy lub martwimy.
Chodzi o to, byśmy mogli być przy drugiej osobie, wspierać ją i towarzyszyć jej, ale nie nasiąkać jej emocjami (wyobrażasz sobie, jakby wyglądała moja praca, gdybym nasiąkała emocjami moich pacjentek? Nikomu nie byłabym w stanie skutecznie pomóc!).
Możemy nauczyć się czerpać z wzajemnej bliskości, a w trudnych momentach jeszcze bardziej korzystać z wyregulowującej obecności drugiego człowieka.
W czasie wspominanych 6 dni tym bardziej czerpałam z każdego z tych filarów RUSZTOWANIA. Dlatego przeszłam przez to suchszą stopą niż mogłoby się wydawać. Najbardziej pomocne były dla mnie praktyki somatyczne, które stosowałam w momentach napięcia. Jestem wdzięczna, że je znam.
Jeśli i Ty chcesz je poznać, a przede wszystkim, praktykować zapraszam Cię do mojego 4-tygodniowego kursu BEZ NAPIĘCIA. Jak przeczytasz w recenzjach, przynosi on wiele dobrego do naszego codziennego życia.