Perfekcja to mit – urok wystarczającego

Jest takie zniekształcenie poznawcze, które towarzyszyło mi przez wiele, wiele lat i rozkruszyłam je dopiero na swojej własnej psychoterapii (i cały czas rozkruszam, bo rzadko się zdarza, żebyśmy pozbyli się czegoś raz na zawsze – zwłaszcza, jak pielęgnowałyśmy to w sobie przez lata!).

Mówię o nim (i o wielu innych) w nagraniu z cyklu PROSTO o PSYCHOLOGII – Jak poradzić sobie z natłokiem myśli?

ALL OR NOTHING

Zniekształcenie to na swój własny użytek nazwałam „all or nothing” (wszystko albo nic).
Dotyka ono zazwyczaj osób, które mają uwewnętrznione bardzo wysokie standardy funkcjonowania. Muszą mieć zawsze wszystko dopięte, perfekcyjnie ukończone, nie znoszą bylejakości. Takie osoby najczęściej same wszystko robią, bo jak mają komuś tłumaczyć i potem egzekwować ten najwyższy standard to szkoda im czasu i siły. Ludzie doceniają pracę i zaangażowanie tych osób, bo mają pewność, że zawsze wszystko jest na czas, w doskonałej jakości i nie wymaga żadnych poprawek.

Zatem osoba kierująca się zasadą „all or nothing” działa, realizuje, osiąga. Niestety często kosztem swojego odpoczynku. I – jak się okazuje – rzadko jest zadowolona z osiągniętego efektu, bo przecież zawsze mogłoby być „lepiej”. Nawet jak inni mówią, że jest super, to ona wie. I najczęściej nie odpuści, dopóki nie będzie doskonale.

Miałam tak przez wiele lat. Nie rozumiałam stwierdzenia, że coś może być WYSTARCZAJĄCO DOBRE.

MOJA HISTORIA

I wtedy pojechaliśmy w góry. Dzieci były malutkie. Szliśmy po śniegu. Szlak nie był zbyt długi, ale one już od pierwszych kroków jęczały: ale daleko jeszcze? dlaczego tak w ogóle idziemy? tu jest za zimno, za gorąco, zróbmy przystanek. I… daleko jeszcze? Snuły się noga za nogą.
Byłam taka zła. Bo ja sobie wymyśliłam, że pojedziemy w góry, które kocham i będziemy sobie radośnie szli szlakiem do Samotni w Karkonoszach. Śnieg będzie nam skrzypiał pod stopami. Staniemy i zasłuchamy się w ciszę. Z uśmiechem wyciągniemy termos z gorącą herbatą i rozgrzejemy ręce, brzuchy i serca. A potem spontanicznie będziemy rzucać się śnieżkami. A, i jeszcze dzieci będą zachwycały się przyrodą, a ja z mężem będę miała czas na ciekawe, intelektualne, głębokie rozmowy.

Też się śmiejesz z tych wyobrażeń?
To było moje 100%, które zderzyło się z rzeczywistością.

I kiedy wróciliśmy z wyjazdu i ktoś mnie zapytał: jak było w górach? to

ja odpowiedziałam: średnio, bardzo średnio.

A potem padło pytanie: o, a co się stało, że tylko średnio? 

Zaczęłam odpowiadać i kiedy usłyszałam samą siebie to osłupiałam. Serio, mam tak nierealistyczne standardy, że nie umiem się cieszyć tym, że po prostu jesteśmy razem, zdrowi?

Przecież byłam w moich ukochanych górach! Mój ukochany mąż szedł obok i nawet jak nie prowadziliśmy rozmów intelektualnie wyzywających to mogliśmy celebrować bliskość. I przecież to normalne, że dzieci nie lubią się męczyć i trudno oczekiwać, że powiedzą: wow, mamo, jak wspaniale, że wymyśliłaś taką wycieczkę, na której możemy się spocić i zmęczyć. Dzieci to dzieci. A przecież przeszły z nami ten szlak. Tak jak umiały. Nie rzuciły się na śnieg z wrzaskiem, że nie zrobią już ani jednego kroku. Miało prawo być im ciężko. Góry to mój świat. Ich światem były wtedy figloraje i place zabaw.

Zobaczyłam to wszystko w bardzo jaskrawym świetle i wiedziałam, że mam temat na następną sesję u mojej terapeutki.

Szukałyśmy razem obszarów, w których również mam podejście „all or nothing”, czyli takich, w których jestem zadowolona tylko wtedy, gdy coś jest idealnie zgodne z moimi oczekiwaniami i zamierzeniami.

A jak czuję, że jest na 90% to właściwie tak, jakby było na 20 albo 30% (a w skrajnych przypadkach na 0%). Co mogę powiedzieć – nie było łatwo się z tym zmierzyć.

Ale czułam, że potrzebuję pożegnać się z tym podejściem, bo płacę zbyt wysoki koszt osiągania zawsze 100%. Że to odbiera radość (bo to nierealne, aby zawsze wszystko było na 100%).

POMOCNE PYTANIA

Moja terapeutka zadawała mi wtedy ciągle pytanie, które i ja dzisiaj zadaję moim klientkom, które zmagają się z nad-odpowiedzialnością i zbyt wysokim standardami – a jakby to było na 70%? Jak taka wycieczka w góry przebiegałaby, gdyby była zrealizowana na 70%?

To było trudne pytanie (bo w życiu sobie go wcześniej nie zadawałam!). A potem kolejne: jaki koszt ponosisz, gdy działasz na 100%? Co byś zyskała, gdybyś obniżyła oczekiwania do tych 70%? Czy coś byś straciła?

Dla mnie to był przełom. Tak, jak pisałam, czasem nadal łapię się na tej mojej perfekcyjnej naturze, ale zatrzymuję się, biorę oddech i wracam do bardziej racjonalnej części mnie, która mówi: tak jest dobrze, zobacz, jak wiele robisz, zobacz, jak wiele otrzymujesz, jesteś w dobrej równowadze.

I tego życzę też Tobie!

Przyjrzyj się swoim schematom oczekiwań i zadaj sobie te kilka pytań, które mogą uelastycznić Twoje myślenie i przynieść Ci więcej dobrej radości.

A po więcej zapraszam do nagrania z cyklu PROSTO o PSYCHOLOGII – Jak poradzić sobie z natłokiem myśli?